Aktualności
[7.04.2017r ] Wystawa fotografii Wojciecha Brzeszczaka, Eli, Eli, lama sabachthani?
- 04/04/2017
- Dodane przez: Brzeskie Centrum Kultury
- Kategoria: Archiwum Galeria Sztuki
Wystawa fotograficzna w Galerii Sztuki Współczesnej, wernisaż: 7.04.2017r o godz.17:00
Eli, Eli, lama sabachthani?
Skrywając duszę staramy się budować wyidealizowany świat oparty na niezrealizowanych marzeniach. Nawet nie wiemy kiedy takie życie staje się obłudną farsą. Gramy przed sobą, przed przyjaciółmi – jeśli tacy są, przed bliskimi. Dopiero kiedy przychodzi refleksja (a przychodzi przeważnie w trudnych chwilach) bywa, że przychodzi z opamiętaniem. Wówczas szukamy odpowiedzi…
Pojawiają się pytania. Oczekujemy rozwiązania. Dlaczego nie ma rozwiązania. Dlaczego nic nie jest łatwe i proste, dlaczego nagle dzieje się inaczej.
Na pytanie gdzie jesteś odpowiadałem przeważnie – na cmentarzu. To szczególne miejsce. Pomimo ciszy słychać wiele głosów w tym przeraźliwy krzyk własnego wnętrza. Myśli przewalają się jak szalone i bolą coraz bardziej.
Potrzebujemy widzialnego znaku cierpienia. Tylko po co. Aby współczuć a może aby porównać je ze swoim cierpieniem i biczować się świadomością, że oto ja cierpię bardziej. Wówczas zadajemy pytanie - Panie czemu mnie opuściłeś?
Wojciech Brzeszczak
ŻYCIE DO CZASU
Ta wystawa – jeśli posłużyć się słowami Marka Bieńczyka – jest dla ciebie, „przechodniu, który idziesz ulicą, nie patrząc na ludzi, i w kałużach po porannym deszczu oglądasz swe zmącone odbicie”. Fotografia odwołuje się do zmysłu wzroku, oka – według Leonarda da Vinci „tej najdoskonalszej z wszystkich rzeczy stworzonych przez Boga”. Oko przekazuje obraz do mózgu, ten zaś podpowiada podobne kształty, pozy i gesty. Ktoś, kto zajrzy do galerii, wspomni świątki z Małej Hańczy lub Krościenka, jakąś kapliczkę przy drodze na Świętoniową albo krzyż pod lasem samobójców. Ktoś inny przypomni sobie może Ukrzyżowanie Matthiasa Grünewalda z Chrystusem, którego „ciało [jest] sine i jakby pokryte polewą, nakrapiane krwawymi punktami jak łupina kasztana, zjeżone drzazgami rózeg pozostałych w otworach ran” – jak opisywał fizyczne zniszczenie Boga-człowieka francuski pisarz Joris-Karl Huysmans. Nad wspomnieniami unosić się będzie zmierzch i przemijanie, zanurzą się one w atmosferze żalu i schyłkowości, życia do czasu. Bo fotograf łowi smutek, a poszukuje go wśród świateł i cieni.
Wojciech Brzeszczak dobrze rozumie wyobcowanie i zagubienie, na co dzień nosi zasłonę, która pomaga mu się zmieścić w nocach i dniach. Ale nawet w schronieniu, pod trzecią powieką, zakamuflowany, nie potrafi się uchronić przed nierównościami, przed chropowatością życia. Toteż nierzadko skazuje się na Kierkegaardowskie „niebycie człowiekiem”. Niekiedy, niby dla zabawy, zakłada szatę Dejaniry, otula się niszczycielską mocą, kiedy indziej znajduje ucieczkę, przeżycie w drugiej przestrzeni. Osobność. Najlepiej na cmentarzu.
Ze spacerów po nekropoliach przynosi obrazy. Nie ma na nich lśniących granitów, równo wyciosanych płyt ani grobowców rodzinnych, brakuje tam złotych liter i marmurowych wazonów na chryzantemy. W ogrodach snu i pamięci artysta szuka Zbawiciela. Ale musi on być ułomny, kaleki, z pogruchotaną miednicą, odstrzelonym policzkiem albo dziurą w plecach. Gdzieś natknął się na Jezusa przeciętego w pół, gdzie indziej znalazł Chrystusa z przetrąconą głową, przygniecionego obeliskiem czy przywiązanego wstążką do krzyża zbitego z nadpalonych podkładów kolejowych. Patrzącemu zdaje się, że syn człowieczy umarł podwójnie: na krzyżu i dwa tysiące lat później.
„Eli, eli lama sabachtahni” to wystawa dla tych wszystkich, „co – jak pisał Charles Baudelaire – łzami własnymi się poją/ […] co nigdy, nigdy nie odnajdą straty”. Czarno-białe fotografie można oglądać do drugiego marca w Domu Kultury w Dobrodzieniu.
Agnieszka Kania